24 sierpnia 2016

Rozdział XV - Pożądanie



W pierwszej chwili, gdy Uchiha złożył na jej ustach enigmatyczny, leciutki jak piórko pocałunek, Sakura była zbyt zaszokowana, by zareagować. Bumithriański władca odsunął się od niej i znów patrzyli sobie w oczy. W ciemnym korytarzu sierocińca, rozświetlonym jedynie odległym płomykiem magicznego ognia, głębia jego onyksowych, tajemniczo iskrzących się oczu schwyciła ją i omamiła. Kiedy odwrócił się i ruszył bez słowa w stronę wyjścia, poczuła dziwne i obce uczucie straty. Westchnęła ciężko i zamknęła oczy. Ta krótka chwila, intymny dotyk zdawał się być jedynie złudzeniem w mirażu innych chwil spędzonych w jego towarzystwie. Krótkie zamroczenie umysłu. Nic więcej. Jednak na wspomnienie pieszczoty: zadziwiającej miękkości jego warg i chwilowego, pewnego chwytu na jej ramionach, w jej piersi zaległ dławiący, gorący ciężar.
Dopiero, gdy pożegnali Gem i opuścili budynek, umysł Sakury otrzeźwił chłód nocy. Szczelniej otuliła się płaszczem. W głowie miała pustkę. Spokojną i chłodną jak cisza przed burzą, jak ułamek sekundy przed skokiem w spienioną toń, jak przerwa między błyskawicą a grzmotem. Nie wiedziała, co ma myśleć i czuć.
Uchiha coraz bardziej zaniepokojony kroczył u boku Sakury bez słowa. Jej przedłużające się milczenie niepokoiło go bardziej, niż wszystkie poprzednie gwałtowne wybuchy emocji. Właściwie, gdyby na niego naskoczyła, przyjąłby to lżej, aniżeli nieprzenikniony mur spokoju, z którego nie mógł nic wywnioskować. W myślach raz za razem karcił się za swój wybryk, ale z drugiej strony, gdyby miał cofnąć się w czasie, zrobiłby to znów. Pokusa była zbyt silna. O tak... Urokowi królowej Esselunith nie mógł się oprzeć, choć próbował to robić wielokrotnie nieudolnie, oszukując samego siebie.
W chwili, gdy ich usta się zetknęły... przeszyła go tak intensywna fala emocji, że nie miał odwagi pogłębić pocałunku. Wtedy byłby doszczętnie stracony. Przestraszył się swojej gwałtownej reakcji. Ojciec zawsze powtarzał mu, by nie odkrywał przed wrogiem swoich uczuć. Wciąż i wciąż zastanawiał się dlaczego słyszy jej syreni śpiew. Nie wątpił, że ma słuszność, porównując się do wystawionych na pokuszenie rybaków. Chociaż z drugiej strony Sakura Haruno przestała być jego wrogiem w momencie podpisania sojuszu, mimo że uparcie twierdziła inaczej.
Nie... ta lekka jak muśnięcie skrzydeł motyla pieszczota wyrażała nie tyle kłębiącą się w nim od ich pierwszego spotkania namiętność, co zalążek szczerego uczucia. Jakby tym gestem przypieczętowali splecione ze sobą losy. Przyciągała go do niej mistyczna siła starsza niż świat.
Wreszcie odetchnął z ulgą pełną piersią, rozwiązawszy zagadkę.

Sakura pożegnała władcę oraz jego straż krótkim dygnięciem i bez słowa odeszła w stronę komnaty. Nie zaszczyciła przy tym władcy swoim spojrzeniem. Nogi wlokły ją przed siebie, ale serce ciążyło jak ogromny głaz. Przeszła przez drzwi komnaty i zamknąwszy je za sobą wybuchła niepohamowanym szlochem. Ból rozdzierał jej pierś i kaleczył duszę.
Tygrysica dopadła towarzyszkę jednym, potężnym susem, przerażona nie na żarty.
- Sakura, na miłość Matki! Nic ci nie jest? - Przysiadła na tylnych łapach, uważnie oglądając jej ciało oczami pełnymi troski i niepokoju. - Czy ktoś cię skrzywdził? - zapytała, mimo że nie dostrzegła żadnych obrażeń.
Ale Sakura nie potrafiła jej odpowiedzieć. Dławiła się szlochem i własnymi łzami. Nie mogła wypowiedzieć słowa, bo rozpacz rozsadzała jej klatkę piersiową, kradnąc cały oddech. Zsunęła się po dębowych drzwiach z żałosnym jękiem i po raz pierwszy od bardzo dawna wtuliła się w szyję towarzyszki. Szukała ciepła, które wygoniłoby chłód z jej serca.
- Dziecino... - wymruczała z żalem Tsezil, gdy nagle wsłuchawszy się w szloch Sakury, zrozumiała, że to nie cierpienie fizyczne wycisnęło z niej łzy. Choć ciekawość zżerała ją od środka, wstrzymała się od pytań. Pozwoliła przyjaciółce płakać.
Sakura czuła całą sobą, że nie zasługuje na współczucie i pocieszenie towarzyszki. Ta świadomość piekła ją pod skórą, ale nie znalazła w sobie odwagi, by się odsunąć. Była przeklęta. O tak... i to ona przeklęła samą siebie w najgorszy sposób. Nie była w stanie dłużej się oszukiwać, jak to robiła do tej pory bez większego powodzenia. Ten wieczór złamał ją i wszystkie powzięte postanowienia.
Coś pchało ją do tego mężczyzny od pierwszej chwili. Pałała wtedy do niego szczerą nienawiścią, ale teraz po wszystkim co widziała i po wszystkim co zrobił, to uczucie się wypaliło. Tylko mamiła się, że jest inaczej. Odkąd Uchiha zaryzykował dla niej życie, niezależnie od kierujących nim motywów, nie zostało po nim śladu. Jednak dzisiejsze odkrycie poczynione pod wpływem pocałunku sprawiło, iż znienawidziła siebie z siłą i odrazą, jakiej dotąd nie znała. Tak, ona Sakura Haruno obdarowała władcę Bumithri, zabójcę własnego ojca, dręczyciela jej krainy i człowieka, któremu zawdzięczała życie i dumę uczuciem, którego nie chciała dać Mirasirowi, czy Ikuto.
Ta gorzka świadomość dławiła ją aż do mdłości. Jeszcze gdyby tym nieszczęsnym pocałunkiem okazał jej swoje lekceważenie poprzez pożądanie, mogłaby oszukiwać się dalej. Ale nie, Sasuke Uchiha musiał być okrutny. W jego pieszczocie nie było bowiem namiętności, lecz czułość i pociecha.
- Och Tsezil... - Nie była godna okazywanej jej troski przez tak szlachetne, dobre serce, ale potrzebowała tygrysicy. Właśnie teraz jak nigdy przedtem. Szlochała i szlochała aż ból stwardniał i nieco ostygł, choć pozostał żywy.
- Nie mogę patrzeć jak cierpisz każdego dnia coraz bardziej. Wiesz, że możesz się podzielić ze mną swoim bólem - powiedziała cicho Tsezil, wreszcie zebrawszy się na odwagę. - Ostatnio oddaliłaś się ode mnie. Doprowadza mnie to do szaleństwa. Powiedz mi, co mogę dla ciebie zrobić?
Po policzkach Sakury popłynęły ciężkie łzy, które zniknęły w złocistym futrze tygrysicy. Jej też brakowało bliskości Tsezil, ale czuła się taka brudna. Bała się, że towarzyszka ją odrzuci.
- Kochana, troskliwa Tsezil. Nie jestem na tyle szlachetna, by być twoją towarzyszką - odrzekła stłumionym głosem. Na jej słowa tygrysicę przeszedł po grzbiecie lodowaty dreszcz. Zrozumiała, że zarówno Nerahel jak i Mortifer mieli rację, a ją zaślepiła własna duma.
- Nie mów tak. Nigdy tak nie mów. Sama Matka Natura przeznaczyła mnie, bym strzegła twego boku i chroniła od trosk. Jeżeli ktoś tu nie jest godny tego zaszczytu, to tylko ja, skoro ty doszłaś do takich wniosków. To by znaczyło, że zawiodłam.
Sakurą wstrząsnęły słowa towarzyszki. Poczuła się skarcona jak niesforne dziecko. Jak mogła zapomnieć jak ważną, a wręcz świętą dzielą więź? Jak mogła wywołać u Tsezil taką konkluzję? I wreszcie jak to się stało, by pozwoliła, że tak się od siebie oddaliły. Tygrysica kochała ją i z oddaniem czuwała przy niej zawsze.
- Nie, Tsezil. To ja zawiodłam. Siebie, ciebie i całe Esselunith. Dałam się przygnieść strachowi w najważniejszej próbie, o mało was nie porzucając, a teraz... Och jak bardzo jest mi za siebie wstyd - wyjąkała, a potem porzucając resztkę dumy dodała: - Pokochałam człowieka, którego nigdy nie powinnam obdarzyć tym uczuciem.
I wtedy Tsezil zrozumiała. Wreszcie spojrzała na świat oczyma Sakury i jej zbłąkanym sercem przez pryzmat poczucia winy. Wiedziała już o kim mowa. Nie potępiła jednak towarzyszki, choć z ciężkim sercem zaakceptowała prawdę. W jej wspomnieniach wciąż jak cierń tkwił obraz dziewczynki cierpiącej po stracie ojca.
- Serce zawsze dokonuje najwłaściwszych wyborów, choć wcale nie najprostszych. - Po tych słowach odprowadziła nadal płaczącą Sakurę do łóżka i sama ułożyła się obok.
Tej nocy śpiewała jej do snu, kojąc rozterki i rozganiając cienie. Śpiewała głębokim głosem elfickie melodie, opowiadające o skalistych, dumnych stokach gór, gdzie smoki mają swój dom. O zielonych borach, tańczących driadach, szumiących strumykach i jasnym niebie.
Dziewczyna z wytchnieniem wsłuchiwała się w piękne tony, pozwalając im zawładnąć swoimi snami. Śniła o Esselunith i lesie elfów, gdzie dni upływały leniwie i spokojnie, a noce spędzano na zabawie, tańcach i tajemniczych opowieściach...

Po przepłakanej i tylko w połowie przespanej nocy, Sakura nie miała ochoty widzieć się z Uchihą. Jedynym pozytywnym aspektem całej tej sytuacji było to, że pogodziła się z Tsezil i tygrysica ją wsparła.
Z drżącym sercem pukała w drzwi komnaty Uchihy. Starała nie dać po sobie poznać, że wczorajsze zajście miało na nią jakikolwiek wpływ. Jednak sprawiało jej to nie małą trudność, bowiem zdradzała ją blada twarz i ciemne cienie pod oczami.
Wślizgnęła się do środka, dygnęła na powitanie i nie patrząc władcy w oczy, bez słowa chwyciła za księgi. Umościła się na szezlongu i przez dwie godziny nie zaszczyciła Uchihy spojrzeniem. Starała się skupić na treści zapisków traktujących o elfickiej magii, ale czuła na sobie jego wzrok. Krępowało ją to i rozpraszało. W końcu sfrustrowana i wykończona poddała się znużeniu. Nie wiedzieć kiedy zapadła w półsen. Chciała oprzeć się opadającym ciężko powiekom, ale to było od niej silniejsze.
Uchiha nie zdziwił się milczeniem królowej. Jak zwykle zerkał na nią od czasu do czasu. Lecz teraz robił to nieskrępowanie, wiedząc, że Haruno usilnie go ignoruje. Dzięki temu widział jak walczy ze snem i w końcu przegrywa batalię. Jej powieki w końcu opadły, a całe ciało rozluźniło się. Jedną dłonią wciąż podtrzymywała księgę opartą o swoją pierś.
Podszedł do niej najciszej jak potrafił i delikatnie wyjął ją z jej rąk. Zdjął z siebie okrycie i otulił nim drobną postać. Przez moment wpatrywał się w jej spokojną twarz, która wzbudzała w nim niezrozumiałą czułość. Delikatnie odsunął z różanego policzka zbłąkany kosmyk. Przy tym nie mógł się powstrzymać, żeby nie dotknąć zaróżowionej skóry.
W myślach wciąż wracały do niego słowa Gem, które wypowiedziała do niego na osobności, podczas gdy Sakura kładła dzieci do łóżek:
" - To szczególna osoba. Dawno nie widziałam kogoś o takim pragnieniu obdarowywania miłością innych. Tak, jest wypełniona miłością do świata, a z drugiej strony nienawiścią do samej siebie."
Nieodmiennie wywoływały w nim głęboki smutek.
Sakura niewyraźnie poczuła, jak okrywa ją coś ciepłego, a chwilę później ktoś z czułością dotknął jej twarzy. Przez tę krótką chwilę poczuła się szczęśliwa zanim umysł skryła chłodna ciemność.

Kilka ostatnich dni września minęła im w podobnej atmosferze milczenia. Sakura wciąż przyłapywała Uchihę na tym, że król ją obserwuje czy to podczas nauki w jego komnacie, czy podczas sądów. Natomiast gdy nie znajdywała się w zasięgu jego wzroku, wypytywał o każdy jej krok innych. W tym Nauto, o czym dowiedziała się od blondyna podczas sparingu.
Sakura wróciła do treningów walki mieczem, ale poświęcała na nie mniej czasu. Naruto na rozkaz Uchihy grzecznie przerywał zajęcia, gdy robiła się zbyt zmęczona.
- Sasuke wciąż martwi się o twój stan zdrowia - wyjaśnił jej, gdy chciała kontynuować sparing, mimo że była cała zlana potem.
Parsknęła śmiechem.
- Jest przewrażliwiony. Od dawna nic mi nie jest.
Naruto podał jej kubek z wodą ze studzienki i usiadł obok. Przyjęła go z wdzięcznością.
- Co nie zmienia faktu, że nie powinnaś się przeforsować, a nie omieszkam mu donieść, gdy to nastąpi. Zresztą on i tak wszystko by ze mnie wydusił, nawet gdybym mu nie chciał powiedzieć. Poza tym nie chcę znów narazić się Hinacie. - Mrugnął do niej porozumiewawczo.
O tak... złość elfki nie należała do łatwych do zniesienia. Dlatego też zrezygnowała z dalszej dyskusji i udała się na lekcję z Ksavierem.
Tego dnia wreszcie stało się coś, czego od dawna wyczekiwała. Gdy wieczorem wróciła do swojej komnaty, znalazła w niej Tsezil w towarzystwie wysłannika z Esselunith - zachwycającego swoimi gabarytami, brązowego, mówiącego orła o imieniu Viaten, który szlachetnie pozdrowił królową i przekazał jej list. Poprzednio Farhel wrócił z Esselunith bez wiadomości, a jedynie z krótką notką, zapowiadającą przybycie posłańca.
- Witaj Pani, niechaj szczodrość Matki Natury rozjaśnia twoje dni. Przybyłem, by wypełnić powierzoną mi przez obecnego namiestnika misję dostarczenia Twojej odpowiedzi na wiadomość, Pani.
Sakura uprzejmie przywitała gościa. W porównaniu z nim Farhel był niczym myszka przy benguickim tygrysie.
Czym prędzej wzięła się za czytanie.

Droga Sakuro,
wyrażam nadzieję, że jesteś cała i zdrowa, skoro zapewniłaś mnie o tym w swoim liście.
Wypełniłem Twoje rozkazy w sprawie buntowników i szkodliwych działań podjętych, by siać niezgodę wśród obywateli. Niestety z tego powodu pałacowe lochy niechlubnie zapełniły się obywatelami naszej krainy, nad czym wielce ubolewam.
Piszę do Ciebie jednak w innej sprawie. Od jakiegoś czasu dochodzą nas niepokojące wieści aż zza Wysokich Gór, z krain, z którymi chcesz zawrzeć sojusz. Otóż krążą pogłoski o atakach na małe wioski w tych okolicach. Wysłałem już zwiadowców, by potwierdzili lub zaprzeczyli tym informacjom, ale mogą minąć długie miesiące, nim uzyskam odpowiedź.
Pomyślałem, że skoro jesteś teraz w sercu siedziby Bumithrii, to może będziesz w stanie wywiedzieć się czegoś w tej kwestii. Kto wie, czy Uchiha nie maczał w tym palców.
Na zawsze Tobie oddany,
Ikuto

Sakurę bardzo zaniepokoiły rewelacje o kolejnych atakach. Wątpiła jednak, by to Uchiha miał z nimi coś wspólnego. Wysokie Góry i leżące za nimi krainy dzieliło ponad dwa tygodnie drogi konno od Bumithrii. Poza tym Nerahel doniosłaby jej, gdyby jakieś większe, zbrojne oddziały przemieściły się ze stolicy. Chociaż po ponownym przeczytaniu listu zdecydowała, że dobrze będzie nieco powęszyć w pałacu. Do tego jednak potrzebowała czasu, a to oznaczało, że Viaten musi na razie zostać w Bumithrii bez wiedzy Uchihy.
Do tej pory Sakurze udało się przed nim ukryć fakt, że koresponduje ze swoim zastępcą. A przynajmniej taką miała nadzieję. Hinata na jej prośbę zataiła przed Naruto kilkudniowe nieobecności Farhela różnymi wymówkami. Jednak ukrycie wielkiego, mówiącego orła to zupełnie inna sprawa.
W końcu po głębszym namyśle zdecydowała, że Viaten nie może zostać w pałacu. To zbyt ryzykowne.
- Tsezil, czy wiesz, gdzie nocuje Nerahel? - zapytała z nadzieją.
- Tak, ale w tej chwili zapewne poluje. Jest tuż po zmierzchu.
Sakura ponownie popadła w zamyślenie. Tym razem na krótko.
- W takim razie Viatenie możesz odpocząć tu, w mojej komnacie przez jakiś czas. Wiem, że jesteś zmęczony podróżą i zapewne głodny, ale mogę zaoferować ci tylko wodę. Niestety nie pozwolę ci teraz stąd teraz wylecieć. Nie chcę ryzykować, że zostaniesz sam poza pałacem. Nie znam usposobienia tutejszych smoków i innych podniebnych stworzeń. Ktoś mógłby donieść o twojej obecności, a zależy mi, by wymiana informacji z Esselunith pozostała sekretem.
Viaten skłonił się bez słowa protestu i skorzystał z wody w misie, którą zostawiano królowej każdego wieczora.
- Tsezil chcę, żebyś obudziła Viatena o świcie i omówiła z nim drogę do Nerahel.
Teraz z kolei zwróciła się znów do orła, który przysiadł na mosiężnej ramie jej łoża.
- Viatenie, Nerahel jest złotą smoczycą, która przybyła tu ze mną. Ona się tobą zaopiekuje. Wyślę Farhela, by ją o tym poinformował. Niestety nie mogę odpowiedzieć na tę wiadomość od razu. Bardzo cię przepraszam.
- Królowo, jestem wdzięczny, że traktujesz mnie z takim szacunkiem. Rozumiem doskonale. Dyskrecja jest bardzo ważna. Chętnie wypełnię wszystkie twoje polecenia, Pani.
Tsezil nie wysłuchała słów orła, tylko bezszelestnie wymknęła się z komnaty, by poinformować Farhela.
W nocy pilnowała śpiącej Sakury i posłańca. Gdy tylko niebo rozjaśniła szarość pierwszych promieni słońca, obudziła orła. Wytłumaczyła mu drogę do kryjówki smoczycy i obserwowała przez okno, czy dotarł do celu. Na szczęście strażnicy na warcie nie spoglądali w górę. Dopiero wtedy pozwoliła sobie na drzemkę.
Następnego dnia Sakura starała się wymyślić w jaki sposób mogłaby pozyskać informacje na interesujący ją temat. Poprosiła Tsezil, by pokręciła się z nią trochę po zamku. Przechadzały się więc przez labirynty korytarzy, udając niezwykle zainteresowane wiszącymi tu i ówdzie ręcznie utkanymi arrasami i przedstawionymi na nich historiami.
Problem w tym, że nie wiedziała jak wielki tak na prawdę jest sam pałac. W trakcie pobytu w Bumithrii poznała jedynie, gdzie jest Wielka Sala, komnaty Uchihy, komnata Naruto i kuchnia oraz wejście do pałacowego ogrodu i areny. Siedziba Uchihy była bowiem ogromną plątaniną korytarzy, schodów prowadzących na kolejne piętra i pomieszczeń. W dodatku tylko część pałacu została wybudowana tak, by docierało do niej światło, resztę wykuto we wnętrzu gór, a tam Sakura nie lubiła przebywać. Nie wiedziała, gdzie przebywają doradcy króla, od których można by podsłuchać co nieco.
Tak więc całe przedpołudnie poświeciły na czczym omawianiu dziejów Bumithrii. W końcu Sakura była zmuszona opuścić tygrysicę i udać się do komnaty Uchihy zgodnie z jego poleceniem.
Będąc w towarzystwie Bumithriańskiego władcy starała się na niego nie spoglądać, a już szczególnie nie patrzeć mu w oczy. Odkryła, że gdy napotyka onyksowe, chłodne spojrzenie jej serce zaczyna wybijać dziwny rytm, a na policzki wpływa niekontrolowany rumieniec i ma nieodpartą ochotę spuścić wzrok, jakby nabroiła, albo czegoś się wstydziła. Uznała reakcję swojego ciała za niedorzeczną, więc unikała wzrokowych konfrontacji. Mimo to z dużym trudem przychodziło jej teraz koncentrowanie się na treści ksiąg. Nie raz przyłapywała się na tym, że kolejny raz czyta to samo zdanie i nadal nie wie, o czym ono mówi. Zastanawiała się wtedy, dlaczego Uchiha tak intensywnie na nią spogląda. Nie ukrywał już zainteresowania jej osobą. Co więcej odkryła, że to może być przydatne.
Skoro i tak jej serce zdradziło umysł, to czemu nie miałaby z tego skorzystać? Przymknęła oczy i wzdrygnęła się obrzydzona sobą. Gardziła tym uczuciem i swoim okrutnym pomysłem. Nie mogła jednak odpędzić od siebie natrętnych myśli o możliwościach i płynących z sytuacji korzyści. Obiecała sobie, że dopóki Uchiha nie zrobi w jej kierunku znaczącego kroku, ona nie ulegnie pokusie.
Tego wieczora była zbyt zmęczona psychicznie, by ćwiczyć w ogrodzie. Gdy tylko przyłożyła głowę do poduszki od razu zasnęła.
Nazajutrz udała się na spotkanie z Nerahel. Poinformowana wcześniej przez feniksa smoczyca czekała już na nią na polanie po środku lasu. Jej łuski lśniły w ostatnich w tym roku ciepłych promieniach słońca. Sakurze cudem udało się przejść przez pałacowe straże, migając się od eskorty wyznaczonej jej przez Uchihę na wycieczki poza płac. Tygrysica poprowadziła ją ścieżką z dala od miasta do podnóża góry.
Smoczyca jak zwykle powitała ją z entuzjazmem.
- Witaj królowo. Mam nadzieję, że dobrze się miewasz. Nie widziałyśmy się prawie miesiąc - rzekła uprzejmie, ale bez wyrzutu.
- Witaj Nerahel. Mam się świetnie. Wiem od Tsezil, że i tobie pobyt w Bumithrii dobrze służy - odpowiedziała na pozdrowienie równie grzecznie. Smoczyca wzbudzała w niej jednocześnie fascynację, strach i szacunek.
- O tak. Tutejsza społeczność smoków jest zupełnie inna od tej w Esselunith. To pouczające móc poznać ich naturę i zwyczaje.
Sakura przysiadła wraz z Tsezil na trawie i wysłuchały opowieści smoczycy. Można by powiedzieć, że zadomowiła się w stadzie rdzawych smoków, które okazały się niezwykle ze sobą zżyte. W Esselunith smoki żyły w Górach Skalistych, jednak nie utrzymywały pomiędzy sobą bliższych stosunków z wyjątkiem oczywiście okresu godowego. Prowadziły samotniczy tryb życia. Dlatego Nerahel z taką fascynacją obserwowała rdzawe smoki.
- Żyją ze sobą jak prawdziwa, wielka rodzina. Może to z powodu ich niewielkiej liczby, a może ze względu na łagodne usposobienie. Zostało ich jedynie około stu osobników.
Czarne smoki również potraktowały Nerahel uprzejmie. W Esselunith miały one złą sławę, określane jako dużo agresywniejsze od złotych. Jednak słowa smoczycy zaprzeczyły, jakoby ta opinia była prawdziwa.
- Czarne smoki wcale nie są bardziej agresywne. Wiadomo, że młodziaki są podniecone swoimi możliwościami: wielkimi gabarytami, zdolnością latania i ziania ogniem, siłą swoich mięśni, groźbą kłów i pazurów. Jednak powiedziałabym, że dużo szybciej od naszych tracą narowisty temperament. Natomiast nawet dorosłe osobniki są dużo bardziej żywiołowe. Lubią polowania w małych stadach i podniebne tańce. Są wśród nich wyborni śpiewacy i bardowie. Żałuję, że nie spotkałam ich wcześniej. Może wtedy moje istnienie byłoby mniej samotne.
Sakura szczerze cieszyła się, że Nerahel odnalazła się w obcych górach i nie zamierza jej opuścić.
- Jednak jestem pewna, że przyszłaś tu wysłuchać nieco innej relacji. I niestety masz rację królowo - kontynuowała.
Sakura cała się spięła, usłyszawszy te słowa.
- Tak, chcę wysłuchać wszystkiego, co masz mi do powiedzenia, ale szczególnie interesują mnie twoje obserwacje dotyczące miasta.
Nerahel westchnęła, a z jej nozdrzy wyleciało trochę siarkowego dymu.
- Jest o co się troskać, Sakuro. Już w pierwszych tygodniach pobytu tutaj informowałam cię o tym, że w Bumithrii stacjonuje cała armia, która przyszła z nami z Wielkich Równin. Wtedy jeszcze się tym nie martwiłam, bo wiedziałam, że Uchiha organizuje turniej. Stąd obecność tych wszystkich stworzeń była zrozumiała. Jednakże teraz nie ma już oczywistego powodu, by zostawały w tych górach. Szczególnie, że zbliża się zima. Większość tych stworzeń przybyło z osad na Bagnach Mistis oraz znad Morza Hydryjskiego i drugiego łańcucha górskiego po drugiej stronie Wąwozu Calais. Mało tego do miasta zwożone są zapasy żywności z tamtych okolic. Co tydzień przybywają nowe wozy, a na morzu widuję więcej rybaków. Tak jakby Uchiha szykował się na jakieś starcie.
Sakura słuchała tej relacji z coraz większą trwogą. Nie sposób się nie zastanowić, co knuje Uchiha. Dowiedzenie się, o co chodzi, stało się priorytetem.
- To jeszcze nie koniec. Doszły mnie słuchy, że Uchiha rozbudowuje stolicę. Drąży tunele daleko w górach i pod nimi. Coraz więcej ludzi i innych stworzeń zostaje tam ulokowanych. Mało tego niektóre smoki pomagają rzemieślnikom w wyrabianiu zbroi i broni, a jak pewnie wiesz stal zahartowana oddechem smoka jest praktycznie niezniszczalna. Wciąż wydobywane jest też żelazo i inne, cenne kruszce.
Informacje przekazane przez Nerahel kłębiły się w jej głowie jak stado pszczół w ulu. Tsezil również zaniepokoiły poczynania Uchihy. W drodze powrotnej po cichu wymieniały między sobą uwagi na ten temat. W pewnych kwestiach miały odmienne zdanie, ale obie zgadzały się co do jednego.
Niezależnie od tego, co zaplanował Uchiha, skoro zaczął się zbroić, to Esselunith również musi. Tym bardziej, że stan jej armii był marny w porównaniu z zasobami Bumithrii. Ikuto powinien zgromadzić dobrze uzbrojoną i wyszkoloną armię jak najszybciej. Skoro udało im się zawrzeć dwa nowe sojusze, to ich szanse na obronę nieznacznie wzrastały.
Nie mogła napisać wiadomości od razu po powrocie do pałacu. Zgodnie z rozkazem udała się najpierw do komnaty Uchihy. Tym razem jedynie udawała, że czyta. Od czasu do czasu przekładała strony i błądziła wzrokiem po stronnicach. Tymczasem obserwowała go znad księgi i obmyślała treść wiadomości. Zasiadła do pergaminu dopiero wieczorem po lekcji z Ksavierem.

Drogi Ikuto,
nie martw się. Uchiha dba o mnie i moich towarzyszy. Zależy mu na tym sojuszu równie jak nam, a być może nawet bardziej.
Jednak nie wiem, czy nie jest to jedynie cisza przed burzą. Smoczyca Nerahel, która obserwuje stolicę z powietrza, poinformowała mnie o tym, że Uchiha zbroi miasto. Nie znam jego planów, więc nie wiem czy robi to przeciwko Esselinith, czy komuś innemu. Podczas ostatniego spotkania z armią Bumithrii sam mogłeś zaobserwować jak wielką siłą dysponuje Uchiha. Dlatego niezależnie od jego zamiarów, musimy przygotować się na atak.
W Esselunith pod pałacem istnieją tunele. Niewielu o nich wie. Jestem pewna, że Gwern wskaże Ci do nich drogę, gdyż są one dziełem jego przodków. Przygotuj je na wypadek konieczności ulokowania tam dużej ilości ludzi.
Potrzebujemy też broni i zbroi. Wyślij wiadomość Restril, królowej elfów i porozmawiaj z Gwernem. Sama stolica również dysponuje rzemieślnikami, a w skarbcu znajdziesz potrzebne środki, by ich opłacić.
Ogłoś również nabór do armii Esselunith. Każdego kto się zgłosi poślij na szkolenie. Musisz zapewnić im kwaterę, wyżywienie, broń, zbroję oraz wynagrodzenie. Jednak licz się z kosztami.
Potrzebuję, abyś wysłał odpowiednich ludzi do zaprzyjaźnionych z nami krain i podarował im nieco złota i klejnotów. Poinformuj ich, że Esselunith jest zagrożone i potrzebujemy wojowników oraz żywności. Zagwarantuj ich obywatelom wikt i opierunek, gdy będą przebywać w naszej stolicy.
Musisz się spieszyć. Do Bumithrii wciąż ściągają zastępy i z każdym dniem tutejszą armię zasila tysiąc nowych ludzi.
Postaram się o rozeznanie tutaj w pałacu i dokładniejsze informacje. Może uda mi się rozpracować plan Uchihy. Gdy tylko przyfrunie Viatan, nie czekaj, tylko prześlij mi kolejnego posłańca nawet bez wieści. Muszę mieć możliwość wysłania wiadomości natychmiast w razie zagrożenia, a nie mogę już posyłać Farhela. To zbyt ryzykowne. Informuj mnie o wszystkim i bądź zdrów.
Całuję
Sakura Haruno

Czekała aż do zmierzchu, by posłać po orła. Gdy w końcu zjawił się w jej komnacie, wytchnęła z ulgą. Przywitał ją i spojrzał nań w skupieniu żółtymi oczami.
- Mam nadzieję, że wypocząłeś. Przykro mi, że wysyłam cię w nocy, a nie w dzień, ale nie ma czasu do stracenia.
Orzeł jedynie mrugnął i słuchał dalej.
Sakura przywiązała mu do nogi rzemykiem zapieczętowaną wiadomość.
- Leć. Musisz dotrzeć do Esselunith jak najprędzej. Nie szczędź sił i niech wiatr niesie cię bezpiecznie.
Viatan skłonił się i wzbił w powietrze swoimi ogromnymi skrzydłami. Nie minęła minuta jak straciła go z oczu w mroku nocy.
Kwestia poczynań wojennych Uchihy nie przestała ją dręczyć ani na chwilę, a w szczególności jak ten sojusz mógłby mu pomóc w realizacji zamierzeń. Gdy akurat nie zawodziła jej wyobraźnia, dochodziła do niezbyt optymistycznych konkluzji. Cokolwiek Sasuke Uchiha chciał od niej uzyskać, nie zamierzała mu tego łatwo dać.
Noc szybko zrobiła się chłodna. Sakura zarzuciła na siebie podarowany płaszcz. Wymknęła się z komnaty, zostawiając w niej głęboko śpiącą Tsezil. Już dawno odkryła, że gdy pójdzie przez pałac do Sali Balowej, to uda jej się niepostrzeżenie wejść do ogrodu. Zamkniętej bramy i wyjścia z pałacu strzegli wojownicy.
Usiadła na ziemi przed fontanną i przez chwilę koncentrowała się, by oczyścić umysł z niepotrzebnych myśli, oskarżeń i martwiących ją słów Nerahel oraz Ikuto. Czuła się mimo wszystko nieco lepiej po odesłaniu odpowiedzi. Wierzyła, że przyjaciel zrobi co tylko w jego mocy, by ochronić Esselunith. W dodatku wciąż miał u swojego boku mądre i odważne głowy Virathira, Gwerna i Mirasira gotowe mu pomóc.
Pokrzepiona tą myślą wstała i otrzepała się z trawy. Zdjęła swój płaszcz i odrzuciła go na ziemię. Poczuła chłód, ale nic nie mogła na to poradzić. Ostrożnie weszła do fontanny jak niemal każdej nocy.
Może to tylko złudzenie, ale odniosła wrażenie, że woda oblewająca jej stopy jest cieplejsza niż zazwyczaj. Nie zastanawiała się nad tym długo. Wraz z Ksavierem ćwiczyła opisywane przez nią techniki z elfickich ksiąg. Arcymag opanowywał je z trudem, ale szybciej niż Sakura, co bardzo ją deprymowało. Uczył ją też technik, które sam znał. Dlatego wciąż potrzebowała ćwiczyć swoją koncentrację.
Jak zwykle zaczęła od prostych kształtów. Kuliste krople otoczyły ją lśniącą w pełni księżyca spiralą. Rozkazywała tańczyć setce wodnych pereł, wirować i iskrzyć się w świetle pana nocy, a to był dopiero początek. Wtem usłyszała jakiś szelest u wejścia do ogrodu. Dzięki elfickiemu słuchowi rozpoznała obserwatora po krokach i oddechu. Wpierw poczuła się zaskoczona, zaniepokojona, nawet nieco urażona, ale wnet pojęła, co go tu zwabiło, niczym ofiarę. Poznała jego pragnienie jakiś czas temu. Teraz zamierzała je wykorzystać, choć nie w ten obrzydliwy sposób, który przyszedł jej na myśl, gdy była zrozpaczona.
Nie, na względzie miała co innego, gdy oddała ciało muzyce, którą słyszała tylko ona i wyprężyła się z gracją. Skoro los zesłał jej osobę, którą obdarzyła romantycznym uczuciem, to mimo że to wbrew wszystkiemu, chciała choć przez chwilę się tym nacieszyć. Nie jak królowa, nie jak pół-elf, nie jak przyjaciółka i nie jak towarzyszka, ale jak zwykła dziewczyna, która spotkała kogoś, z kim warto dzielić wyjątkowe uczucie. Postanowiła podarować sobie chociażby ten jeden moment zapomnienia i bliskości. Nim wróci do Esselunith i będzie zmuszona urodzić dziedzica komuś, kogo nawet nie zna.
Nie przerywając zatańczyła wśród kropel, czując jak jej serce łomocze. Bawiła się, wyrzucając dłonie ku rozgwieżdżonemu niebu i wysyłając  gwiazdom tysiące wodnych motyli, które wracały do niej jako ptaki. Uwolniła cały swój wdzięk i urok. Pozwoliła kilku niesfornym kroplom osiąść na jej cienkiej koszuli nocnej, włosach i twarzy. Woda połyskiwała na jej rzęsach i skórze jak diamenty przy każdym zgrabnym ruchu.
Nagle ptaki zderzyły się ze sobą, łącząc w całość i wyskakując w górę jako ogromny smok. Zatoczył koło, okręcił się w powietrzu jak Nerahel podczas pokazu i runął w wodę, by wyjść z niej jako jednorożec.
Wyciągnęła dłoń, żeby go dotknąć. I wtedy poczuła na sobie gorące dłonie, które skrępowały ją i przycisnęły do silnego ciała, a przy uchu przyspieszony oddech, owiewający szyję. Zadrżała. Coś zacisnęło się w jej sercu i spełzło w dół, przeszywając ją nieznaną, intensywną falą. W uszach słyszała szum własnej, roznamiętnionej krwi, a w piersi donośny trzepot.
- Przegrałem - wyszeptał jej prosto do ucha znajomy, zachrypnięty głos.
To jedno słowo wywołało w niej wręcz euforię. Chciała śmiać się w głos jak dziecko. Zamiast tego uśmiechnęła się jedynie. Przechyliła głowę i zerknęła na niego psotnie, spod obsypanych wodą rzęs.
W odpowiedzi jęknął jak nieszczęśnik skazany na wieczne potępienie i gwałtownym ruchem wziął we władanie jej usta.
****
Pucum, pucum, pucum, pucum, pucum, łiii, pucum pucum, pucum, pucum...
Tak jest oto ukazał się waszym oczom nowy rozdział. Cieszmy się i radujmy, albowiem nie wiadomo, kiedy nadejdzie równie wiekopomna chwila i wstawię następny. Taa... Kocham was wszystkich.

Autor: Ikula